Dlaczego ludzie udają, że wszystko jest u nich OK?
Depresja potrafi się dobrze maskować. Przychodzi czasem niespodziewanie, bez wyraźnej przyczyny. Rozwija się powoli i ze zwykłego „nie chce mi się” przeradza się w wołanie o pomoc „nie daję już rady!”. Jednak zanim do tego dojdzie, potrafią minąć tygodnie, miesiące, a nawet lata. Czasami nie następuje to nigdy, a o chorobie bliscy dowiadują się, gdy jest już za późno.
Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego depresja to choroba, której nie widać?
Dlaczego tak trudno prosić o pomoc?
Powodów jest co najmniej kilka. Dzisiaj przybliżamy te najczęstsze.
Ludzie nie udają depresji — ludzie nie wiedzą, że są chorzy
Depresja jest chorobą bardzo niejednoznaczną. Dotyka wprawdzie głównie sfery emocjonalnej i psychicznej, jednak w konsekwencji prowadzi także do dolegliwości na poziomie somatycznym.
Kojarzymy ją raczej ze złym nastrojem, spadkiem energii, zniechęceniem, prokrastynacją i poczuciem winy. To jej klasyczne oblicze.
Jednak często — zwłaszcza u mężczyzn — objawia się nadmierną nerwowością, wybuchowością i agresją słowną. W takich wypadkach trudno zauważyć u siebie spadek energii, a raczej utratę umiejętności radzenia sobie z trudnymi, silnymi emocjami. Bez odpowiedniej samoświadomości i znajomości tematu łatwo zignorować takie symptomy.

Depresja — choroba, której nie widać za maską innych dolegliwości
Czasami mamy także do czynienia z tzw. depresją maskowaną. Objawia się ona zupełnie inaczej niż w klasycznych przypadkach. Prawdziwe oblicze choroby ukrywa się pod peleryną dolegliwości somatycznych. Często pojawiają się bezsenność lub zaburzenia rytmu snu. W nocy takie osoby nie mogą spać, natomiast w ciągu dnia często łapią drzemki. Jeśli mogą sobie na nie pozwolić. Jeśli nie, spada ich koncentracja, szybkość i trafność podejmowanych decyzji, wydajność w pracy i w domu.
Ponadto mogą pojawiać się:
- bóle głowy,
- zaburzenia równowagi
- wzrost ciśnienia tętniczego
- omdlenia,
- problemy ze strony układu trawiennego – biegunki, wymioty,
- zaburzenia natury seksualnej.
Trudno kojarzyć je z depresją, dlatego pacjenci często leczą same dolegliwości fizjologiczne, nie sięgając do ich źródła.
Choroba maskowana może działać także pod przykrywką innych zaburzeń natury psychicznej takich jak:
- zachowania kompulsywne,
- nerwice,
- ataki paniki,
- fobie
- uzależnienia.
Ludzie udają, że sobie radzą
Właśnie tak zostaliśmy wychowani.
Z myślą, że zawsze trzeba dawać radę. Na przekór wszystkiemu, zwłaszcza naszemu ciału, które mówi, że ma już dość. W końcu nasze babcie i dziadkowie sobie radzili i to w czasach wojny lub zaraz po niej, gdy wszystko legło w gruzach — dosłownie i w przenośni. Nasi rodzice również sobie radzili, nasi przyjaciele także, a żyją w tej samej rzeczywistości.
Dlaczego nam ma się nie udać?
W szczególnie trudnej sytuacji są mężczyźni. Kulturowo wychowywani są jako jednostki silne, pozbawione wrażliwości, skoncentrowane na celu i osiąganiu sukcesu. Mają być opoką rodziny, bo w końcu “Chłopaki nie płaczą”.
Wchodząc w dorosłe życie z takim przekonaniem, z takim bagażem schematów, trudno im okazać niemoc, która jest dla nich synonimem słabości.
To rodzi kolejne implikacje. Potęguje wyrzuty sumienia, przygnębienie i obniża poczucie własnej wartości. Konsekwencją jest dalszy rozwój depresji.
Wszyscy zmagający się z zaburzeniem zapominają, że każdy z nas jest inny, a depresja jest także chorobą na poziomie fizycznym, na którą wpływają m.in. nieprawidłowości w funkcjonowaniu i stężeniu neuroprzekaźników, jakimi są m.in. dopamina i serotonina.
Brak zrozumienia ze strony otoczenia
Depresję trudno zrozumieć komuś, kto jej nie doświadczył. Zdarza się, że jest ona następstwem traumatycznych wydarzeń takich jak śmierć bliskiej osoby czy choroba przewlekła – własna lub kogoś z otoczenia.
Jednak zaburzenie dotyka też tych, którzy — obiektywnie — nie mają powodów do złego samopoczucia. Cieszą się zdrowiem, żyją w udanych związkach, szczęśliwych rodzinach, odnoszą sukcesy.
Depresja nie musi mieć powodu, żeby zaatakować. Kiedy tak się dzieje, jej “ofiary” żyją w konflikcie wewnętrznym. Zdają sobie sprawę, że nie powinni czuć tej rezygnacji, przygnębienia czy beznadziei.
Jednak…
One są.
To rodzi poczucie winy wobec najbliższych i środowiska. Hamuje też przed przyznaniem się bliskim do słabości.
Czasem, gdy to zrobią, spotykają się z ignorowaniem lub umniejszaniem problemu.
Rady typu:
- Idź, pobiegaj, to Ci przejdzie.
- Nie przesadzaj, nic złego się przecież nie dzieje!
- Tak bardzo w życiu Ci się układa. Zobacz, ile masz i nie wymyślaj!
One nie działają
Co więcej, odnoszą odwrotny skutek. Potęgują poczucie winy, a jednocześnie sprawiają, że osoby chore zamykają się w sobie i coraz bardziej ukrywają problemy przed rodziną i znajomymi.
Strach przed ostracyzmem
W Polsce — podobnie jak w wielu krajach na świecie — świadomość i wiedza na temat depresji nadal są niewystarczające. To rodzi strach przed chorobą, a osoby nią dotknięte się go boją. Odczuwają lęk przed ostracyzmem zarówno ze strony najbliższych, środowiska, jak i w życiu zawodowym.
Stereotypizacja depresji jako choroby osób słabszych i mniej odpornych sprawia, że cierpiący szukają najpierw pomocy w internecie, po cichu. Dopiero gdy nie mają siły, szukają wsparcia specjalisty.
Jednak nie zawsze.
Czasem docierają do „ściany”, a jedyne wyjście, jakie widzą, to… samobójstwo. Zgodnie z badaniami WHO depresja rocznie zabiera ok. 800 tys. osób.
Brak dostępności do lekarzy
Zapotrzebowanie na wsparcie specjalistów jest ogromne. Chorych przybywa z roku na rok. Tymczasem system niedostosowany jest jeszcze do tych potrzeb. Obecnie na wizytę w ramach NFZ czeka się kilka miesięcy, a na terapię nawet kilka lat.
Prywatny sektor dla wielu jest niedostępny ze względu na barierę finansową. Jednak i ci, którzy mogą sobie pozwolić na płatną psychoterapię, również muszą ustawić się w kolejce. Potrzebujących jest więcej niż mocy przerobowych.
Tymczasem dla wielu osób zwrócenie się w stronę profesjonalisty to już ostateczność. To moment, w którym wyczerpali już wszystkie znane sobie metody, stanęli oko w oko z chorobą i znaleźli w sobie resztki sił, by prosić o pomoc. Jeśli natykają się tu na mur, tracą wszelką nadzieję i chęć do walki. W sytuacji, gdy każdy dzień to ciężka przeprawa, kilka miesięcy to niemal wieczność. To zbyt długo dla wielu cierpiących.